Date: Fri, 27 Dec 1996 02:52:11 +0100
From: Jacek Chorobiński <jchorobi@elka.pw.edu.pl>
Subject: spolecz., rolnictwo, narzędzia, surowce, geologia (Borys)
Dzień dobry wszystkim!
<info>
Piszę
ten liścik tak mniej więcej w połowie świąt, wiec sądzę, że
większość osób przeczyta go dopiero w pierwszym tygodniu nowego 1997
(cóż, nie wszyscy są tak nienormalni jak ja i pewnie większość woli
poświętować - pojeść, popić, popie.. - niż siedzieć na sieci). Mimo to
mam nadzieje, nie straci nic ze swej świeżości, a co najważniejsze nie
utonie pośród dziesiątek innych listów które zapewne będą zalegać w
długo nie sprawdzanych mailboxach.
INNYMI
SŁOWY: to jest dosyć długi list i jeśli w tej chwili nie macie
ochoty zagłębiać się w lekturze, to odłóżcie to na trochę później.
</info>
Przeanalizowałem
ostatnio tematykę dyskusji prowadzonych na liście.
Doszedłem do wniosku, że były to rozmowy albo o alternatywnych ustrojach
(anarchizm Pradery), albo o frachtowcu (ostatnio to już nawet o tym czy
oświetlenie było bardziej podobne do okrętowego czy do lotniczego). Do
tego dochodzą jeszcze jakże istotne dla Hitalczykow problemy typu
"Kombajn czy Traktor".
Poza
tym każdemu jest wszystko jedno co będzie jadł, na czym spał,
jakie zwierzęta go napadną - innymi słowy jak przeżyć na Hitalii.
Każdemu z wyjątkiem Wojciecha Gołąbowskiego, który poruszył niewątpliwie
żywotny problem flory i fauny i chwała mu za to (ale to kropla w morzu
potrzeb).
Oczywiście
rozumiem, że nie ma się o co martwić. Redakcja w kolejnych
numerach drukuje prześliczne obrazki na których dzielni Hitalczycy jedzą
i polują. W numerze grudniowym widać wyraźnie jak jakiś łachmaniarz
doprawia zupkę gotowana w pięknym kociołku. Zupka jest albo z kubeczków
skrobiowych (ten pomysł z zupa z kubeczków to nie mój patent, nie
pamiętam czyj, ale bardzo mi się podoba), albo z resztek niedopalonych
ciał ze stosu pogrzebowego. Insynuacje jakoby były to upolowane
zwierzęta odrzucam, bo ile tych zwierząt można znaleźć w okolicach
krateru? W tym stepie? stada karibu?. Przecież w tym kraterze jest ponoć
coś koło setki ludzi (czy nawet więcej - już nie pamiętam). Zakładając,
ze żywili się okolicznymi zwierzętami, wystarczyło by dla nich na góra
jeden dzień. I to tylko, jeśli każdy na własną rękę chodził w step i
ganiał za arbuzami, lub jeśli zorganizowano w kraterze jakąś normalną,
nie opisaną w "Fenixie", wyprawę po żywność, bo przecież "zwiad"
O'Callana tylko daje się pokiereszować, po czym "dowódca" klnie na czym
świat swoich podwładnych i wracają do krateru po nowy zaciąg ofiar.
O co mi
chodzi. Nawet jeśli przyjmiemy, ze rozbitkowie dotąd nie
wyzdychali z głodu, to teraz będą musieli cos z tym zrobić. W chwili
obecnej (kilka dni po wylądowaniu) jesteśmy zupełnie pozbawieni
jakichkolwiek środków. Niektozy z nas mają jakieś gadżety, ale to
wszystko przestanie działać z braku energii/konserwacji jeśli nie za
tydzień to za miesiąc. Faktycznie wiec jesteśmy społeczeństwem
prenomadyjskim. Nie mamy żadnego stałego źródła żywności (uprawy roślin
lub stada bydła). Stałym argumentem każdego jest, ze pójdzie i
"upoluje". Co upoluje i czym? Jakoś nikt nie opisał dotąd, że upolował
zwierzę wielkości bawołu, tak, żeby mięsa starczyło dla dużej grupy
ludzi (bo jesteśmy dużą grupą ludzi, nie?), wszyscy łapią jakieś
"arbuzy" czy inne chomiki. Dobra - ktoś powie - to od dzisiaj każdy
opisuje że upolował słonia o smaku czekoladowym. Ale czym? Nawet jeśli
przyjmiemy że każdy ma spluwę to i tak wkrótce wyczerpie się amunicja,
energia do lasera, czy czym tam się to ładuje. A co potem? Mamy noże.
Nożem nikt bawołu nie upolował. Arbuza też nie dopadniecie, bo szybko
ucieka, a nóż nie strzela (trzeba dogonić i wbić). Ktoś tam gdzieś
polował i może zrobić łuk. Z czego i jak? Wziąwszy pod uwagę narzędzia i
surowce, które posiadamy, łuk to już Hi-tech. Cięciwę możemy zrobić z
jelit Kaktusa, drewno weźmiemy, jak znajdziemy w końcu jakieś normalne
drzewa, a groty do strzał? - zęby O'Callana będą w sam raz. To daje nam
maksymalnie 32 strzały. Zakładając że O'Callanowi nie wyrosły zęby
mądrości (a raczej nie wyrosły) liczba strzał spada do 28. I pewnie
będzie jeszcze mniej, bo ktoś mógł mu wybić w międzyczasie. I tak
wyeksploatowaliśmy dwie osoby, żeby zrobić jeden łuk i komplet strzał
(zgadzam się na recycling strzał).
Ale bez
żartów: naprawdę nie mamy podstawowych narzędzi potrzebnych do
polowania, a nawet jeśli mielibyśmy, to nie starczy zwierzyny. I tu
właśnie dochodzę do głównego tematu:
JAKA POWINNA BYĆ FORMA ORGANIZACJI SPOŁECZNEJ, ŻEBY ZAPEWNIĆ NAM
PRZEŻYCIE?
Jak już
powiedziałem znajdujemy się w epoce przedpotopowej (albo
znajdziemy się, gdy nasze ubrania podrą się, amunicja wyczerpie, a sprzęty
zużyją). Jak żyli ludzie (jak żyją zwierzęta), gdy nie mieli nic?
Jeśli
społeczność była społecznością zbieracką (korzonki, grzyby i
drobna zwierzyna - to nam grozi!), to optymalna była grupa wielkości
jednej rodziny. Ja nie żartuję. Spróbujcie uzbierać w lesie tyle
poziomek i grzybów, żeby wystarczyło wam na nakarmienie żony i dziecka
(jestem facetem, wiec sorry że tak jednostronnie) i na zapasy na zimę. A
teraz pomyślcie, że w promieniu kilometra od was jest druga taka
rodzinka rozgrzebująca poszycie, lub uganiająca się z kijem za zającami
(czy tam arbuzami). Musielibyśmy mieszkać na Hitalii w grupkach najwyżej
po 5 osób w odległości przynajmniej 2 godzin marszu jedni od drugich.
Inna jest
sytuacja, gdy istnieje jakieś obfite źródło żywności, ale do
eksploatacji wymaga współpracy dużych grup ludzkich. Przykładem mogą tu
być stada bawołów, czy coś takiego. Wtedy nawet przy użyciu kiepskiej
broni (zapomnijcie o blasterach) jeśli nagonkę urządza duża banda
wyjących dzikusów (już teraz tak wyglądamy, tylko jeszcze nie wyjemy),
można upolować coś większego. Czyli jeśli udałoby się znaleźć takie
zwierzę, bylibyśmy duża grupa wędrowną (po prostu Indianie). Wreszcie
można wyobrazić sobie formy mieszane (normalnie żyją pojedynczymi
rodzinami, aby raz czy dwa do roku gromadzić się na czas np. "wielkiej
wędrówki ostryg olbrzymich" i wspólnie polować). Musimy jednak przyjąć
do wiadomości, że nie będzie można dłużej utrzymywać przy życiu takiej
konstrukcji jak "stale utrzymująca się liczna grupa ludzi przy
Kaktusie". Coś takiego nie przetrwa. Tak czy owak stoi przed nami widmo
zostania dzikusami.
Jeśli
ktokolwiek ma nadzieje przeskoczyć to stadium i wejść stopień
wyżej - stworzyć od razu osiadłą społeczność rolnicza, to nadzieje,
owszem, mieć można (ale nie powiem kogo jest ona matką). Nie posiadamy
narzędzi do uprawy roli, nie posiadamy sadzonek, nie znamy nawet rytmu
przyrody tej planety. Jeśli myślicie, że wystarczy znaleźć Hitaliański
ryż, żyto czy soję, wetknąć w ziemie i mieć obfite plony, to znaczy, że
znacie rolnictwo tylko poprzez wystapiena liderów PSL. W Polsce istnieje
coś takiego jak Akademie Rolnicze. To nie są zawodówki dla wsiunów, żeby
się nauczyły mówić po Polsku jak będą rozmawiać z ludźmi w GSie. To są
wyspecjalizowane szkoły, w których uczą ludzi jak koordynować zasiewy,
przygotowywać glebę, łączyć płodozmian z nawozami (nie jakaś tam
trójpolówka) itd. itp. Ktoś może powiedzieć: "A ja pochodzę z planety
rolniczej". Dobra. Polska jest chociażby według statystyk zatrudnienia w
poszczególnych sektorach gospodarki krajem wyjątkowo rolniczym, czyli my
wszyscy pochodzimy z kraju rolniczego. No i kto zna pory sadzenia i
zbioru poszczególnych zbóż, o odmianach nie wspominając? Ile można żyta
zebrać z hektara? 1q, 10q a może 100q? A co to jest tek kwintal? (może
czarne parzystokopytne dochodzi do 1,50cm w kłębie?). Nawet gdybyście
znali przyrodę Hitalii jak własną kieszeń, to i tak nie znajdziecie tu
niczego takiego jak u nas na polach. Po prostu to co my znamy jako
zboże, czy ziemniaki, to wynik wielotysiacletnich wysiłków mających na
celu wyhodowanie rośliny o optymalnych wartościach użytkowych.
Podsumowując:
- - Nie mamy żarcia (ci w kraterze na pewno) i musimy wykombinować sposób
jego zdobywania z tym co mamy
- - Nie mamy szans przeżycia w dużej grupie przy obecnym profilu
działności (unless znajdziemy wiecznie zielone łąki reniferowe). Jeśli
chcemy żyć w ten sposób dalej, musimy się podobierać w małe grupki i
bawić w Indian.
- - Możemy jednak spróbować (nie da to od razu cudownych rezultatów, ale
możemy) przestawić się na tą działalność rolniczą. Problem jest taki:
musimy znaleźć miejsce mlekiem i miodem płynące (w kategoriach tej
krainy). Musi to być nad wodą, gleba musi być żyzna, przyda się morze w
pobliżu (może są tu jakieś pożywne ryby - nie fu-chu), potrzebny
normalny las z dużą ilością zwierzyny i co najważniejsze i już n-razy
podkreślałem: musi tam osiedlić się mała grupka, bo duża (duża to już
np. 20..30 osób) będzie zbyt dużym obciążeniem dla otoczenia. To znaczy
nie może być tak, że jak ktoś znajdzie ładne miejsce od razu wszyscy się
tam zwalą. Miejsce takie ze względu na swe cechy (ilość pożywienia na
tyle duża, że nie zmusza do zdobywania pokarmu od rana do wieczora i
pozostawia mieszkańcom czas wolny), może posłużyć za swoisty poligon
doświadczalny. Można tam będzie próbować i jeszcze raz mowie PRÓBOWAĆ,
bo nikt nie mówi że się uda, założyć hodowle roślin, które mogłyby być
podstawą przyszłego społeczeństwa agrarnego.
Nawet
jeśli takie miejsce(a) znajdziemy, to woznikajet probliema
takaja, ze wszyscy będą chcieli tam zamieszkać (nawet nie po to by
rozwijać, ale po to by konsumować). Nie trzeba wielkiej fantazji, by
przewidzieć, że nawet jak znajdziemy pięć czy dziesięć takich miejsc, to
i tak dla wszystkich nie starczy, a nawet jeśli by starczyło, to każdemu
będzie się wydawało, że u sąsiada jest ładniej. Czyli, albo wszyscy
walimy w jedno miejsce i robimy tam chlew, albo idzie tam kilka osób,
inni im zazdroszczą, idą tam też, wyżynają tych pierwszych, a potem już we
własnym gronie siebie nawzajem.
Czy nie
ma wiec wyjścia? Jest takie, że wszyscy rozłażą się we
wszystkie strony i szukają czegoś dla siebie. Jak znajdą - zajmują, po
czym zbroją się i bronią przed atakami innych amatorów "wygodnego
życia". Czyli do takich zajęć jak zdobywanie pożywienia, eksperymenty
agrarne dochodzi jeszcze jedno: walka w obronie ziemi.
- ----
PRZEJDZMY DO MERITUM (nie chodzi o komputer)
Dotąd TO wszystko ^^^^^^^^^^ to był wstęp. Nie wierzysz czytelniku?
Mówiłem że będzie długie.
xxx
Zacząłem
mówić o sposobach organizacji naszego społeczeństwa i
kwestiach rolniczych, żeby dojść tych paru konkluzji, które widnieją
wypunktowane powyżej. Nie znam się zbytnio na socjologii ani na
kwestiach rolniczych, wiec pozwolę rozwijać to komuś innemu (może ktoś
zechce). Ja natomiast zatrzymam się przy ostatnim punkcie.
Możemy
spróbować tego rolnictwa organizując małe grupy (i tak musimy
stworzyć małe grupy, bo duże, jak mówiłem, nie wyżywią się żadnym
sposobem). Czego jednak nam brakuje do podjęcia działalności
rolniczej/obronnej. Otóż czterech rzeczy: narzędzi, Narzędzi, NARZĘDZI,
NaRzĘdZi (wszyscy mówią trzech wiec chciałem być oryginalny; poza tym
każde "narzędzi" jest inne, nie?). Gdy będziemy posiadać/produkować
narzędzia będzie można trochę zwiększyć rozmiar tych minimalnych grup,
co będzie zwiazane ze SPECJALIZACJA. I właśnie o to mi chodzi. Nie
będzie tak że wszyscy będą robić to samo - ganiać za zwierzyną. Jeden
będzie polował, drugi uprawiał jakieś tam poletko, trzeci robił
narzędzia, a czwarty będzie robił za obrońcę (to w następnych
pokoleniach, gdy cześć naszych dzieci okaże się cherlakami - bo my
wszystkie twarde; przy okazji będzie to zalążek nowej piramidy społecznej
i na nic dyskusje czy anarchia, czy monarchia - wypadki same zadecydują)
I tu
właśnie wkraczam ja. Jestem (Borys jest) raczej specjalistą od
przedmiotów technicznych (informatyka, ale może być tez mechanika,
metalurgia, czy co kto chce) i chciałbym poruszyć kwestie skonstruowania
jakichkolwiek narzędzi. Oczywiście przy użyciu noży (które każdy
posiada, a jak nie posiada, to sobie dopisze w następnych zapisach)
możemy obrabiać drewno. Normalnego drewna też nie mamy, ale możemy pójść
gdziekolwiek i powiedzieć ze znaleźliśmy las w którym rosną na drzewach
gruszki, śliwki i nowiutkie wydania "Fundacji" Asimova, a drewno jest
niebieskie w lila-ciapki. Grunt żeby był surowiec i oczywiście dobrze
się obrabiał. I to jest podstawa. Sam zamierzam w najbliższym czasie
znaleźć taki las (u mnie to nie będą "Fundacje" tylko Dostojewski
oczywiście, ale każdy może znaleźć swój las, nie?). Tylko co można
zrobić z drewna? Oczywiście parę rzeczy można, na przykład pług, ten łuk
o którym pisałem wcześniej (a jelita wciąż z Kaktusa), czy kij wędrowny
(nawet taki wielki jak na filmach o powieściach biblijnych!).
Ale są
narzędzia, których nie da się zrobić za cholerę. To są te
narzędzia, które wymagają większej twardości, odporności na ścieranie
itp. itd. Czyli co jest nam potrzebne? ŻELAZO, no ewentualnie Brąz. Ale
żeby skombinować żelazo potrzebne są: technologia obróbki (z tym jakoś
sobie poradzimy, choć tez nie będzie łatwo - dymarki tylko z zewnątrz
wyglądają tak prosto) i surowce. Właśnie te przeklęte surowce będą
największym problemem.
POTRZEBA SUROWCÓW
I właściwie
o tym jest mój list. Jeśli będziemy mieli surowce (i
zakładając, że znajdziemy takie miejsce dobre do rozpoczęcia zasiewów)
to reszta jakoś się ułoży. Surowce będą potrzebne, jeśli mamy zamiar
znaleźć się od razu w epoce żelaza. Musimy (my pierwsze pokolenie) pójść
do przodu jak najdalej, aby nasze dzieci, brudne zasmarkane bachory
urodzone w wyniku gwałtów w jakichś ziemiankach, nie musiały kombinować
same, bo one nie będą posiadały wiedzy, którą my mamy, a której nie
będziemy w stanie im przekazać. Jeśli dojdziemy tylko do społeczeństwa
rolniczego, to nasze dzieci będą dochodziły do epoki żelaza
kilkadziesiąt tysięcy lat. Jeśli dojdziemy do żelaza, to skok do radia i
technologii nuklearnych to już tylko kilka tysięcy lat. Musimy zrobić
jak najwięcej. Oczywiście możemy nic nie robić tylko gzić się po lesie,
ale zakładam że chcemy jakiego takiego postępu. No może za wyjątkiem
Natchnionego, ale reszta będzie chciała. Dla ludzi przyzwyczajonych do
obiadu za naciśnięciem guzika myśl o dokonaniu żywota na tym poziomie
jaki mamy teraz musi przerażać.
Czytelnik
tego listu zauważy pewnie, ze nie postuluje dojścia do np.
żarówki elektrycznej, tylko akurat do żelaza. Cóż, można powiedzieć że
jak się sprężymy, to i wynalazek Edisona zorganizujemy w te
kilkadziesiąt lat które nam pozostało. Ale czy się sprężymy na tyle? Ja
jako możliwy do osiągnięcia pułap widzę żelazo. Może dlatego, ze zawsze
(ja autor) chciałem żyć w Polsce prasłowiańskiej i być kołodziejem,
cieślą lub kowalem (mam w nosie cywilizacje techniczna - wole naturę i a
technikę na poziomie pierwszych Piastów). Czy osiągnę to jako Borys
Siemionow - inna sprawa.
Ale wracając
do surowców. Zakładam w tej chwili, ze mamy już drewno i
możemy je przez pewien czas obrabiać przy pomocy noży które mamy, aż się
nie zepsują (nie mowie o obróbce całego drzewa przy pomocy noża, ale o
odłamaniu jakiegoś konara i ociosania nożem). Czego dokładnie
potrzebujemy?
Do wykonania
narzędzi potrzebne będzie żelazo (a do wytopu żelaza
węgiel). Z metali przydała by się także cyna, miedz (brąz), cynk
(mosiądz) i ...no starczy na razie. Czemu nie wystarczy żelazo. Cóż,
jeśli mam być kołodziejem, to piasty do kół wołałbym wykonać z materiału
o dobrych własnościach ciernych (żelazo po żelazie nie ślizga się tak
jak brąz po brązie). Oczywiście ktoś może powiedzieć ze mogę zrobić od
razu łożyska i wtedy żelazo będzie lepsze. Dobra, może zaraz samochód?
Pozostańmy na ziemi. Jeśli mamy robić te narzędzia z żelaza, to ustalmy
jedną rzecz - nie istnieje coś takiego jak żelazo. Wszystko co tak
nazywamy to stal. Jeśli ma być dobra, to nie tylko potrzebujemy dobrej
zawartości węgla (kurcze jak ja zrobię gruszkę Bessemera w lepiance?),
ale tez odpowiedniego domieszkowanie, czyli kadm, iryd, nikiel.
Jakie
jeszcze grupy surowców kopalnych (bo o takich mówię, jeśli ktoś ma
wątpliwości)? Będziemy budować domy. Może z początku namioty z
upolowanych mabgobalobaranów czy jak im tam będzie, ale wkrótce zachcemy
domów murowanych (ja chcę już). Będą potrzebne zaprawy murarskie, a
dokładnie cement, wapno, gips i saletry. I znów surowce kopalne. Poza
tym przydadzą się także chociażby siarka i rtęć.
Te wstępną
listę surowców kopalnych układałem z punktu widzenia
przyszłego kowala/budowniczego. Sadzę że nasi Hitaliańscy medycy mogliby
dorzucić parę innych minerałów chociażby siarczan potasowo-glinowy,
czyli alunit.
BUDOWA GEOLOGICZNA MIEJSCA LADOWANIA
Od pewnego
czasu kieruję się (całkowicie bzdurną jeśli popatrzyć na to
obiektywnie) zasadą, że jak piszę coś do "Fenixa" to powinno się to
trzymać do kupy z dotychczasowymi zapisami moimi i innych uczestników.
Stosując się do tej zasady przeprowadziłem małą analizę (przesadzone
słowo) geologiczną miejsca lądowania bazując na tym co wiemy do tej pory
z poszczególnych zapisów i komentarzy redakcji. Zacząłem od mapki
miejsca katastrofy ("Fenix" 45 9.1995 czyli #1 Hitalia). O Boże. Prawdę
powiedziawszy wygląda ona jak typowa mapka "droga do skarbu". Brakuje na
niej tylko wijącej się linii przerywanej zakończonej Xem z podpisem
"skarb". Poza tym wszystko jest, to znaczy stochastycznie porozrzucane
górki i zbiorniki wodne. Próbowałem dorobić to do jakichś znanych
rodzajów formacji skalnych i o dziwo udało mi się znaleźć kilka
pasujących (później wszystkie obaliłem bo żadna nie pasowała w 100% do
dalszych zapisów). To dziwne: gdy człowiek narysuje kilka malowniczo
rozrzuconych górek, ozdobi je poziomicami i myśli ze ma już dokładną
mapę świata fantasy czy jakiegoś innego, to gdy przyjrzeć się temu
dokładniej i zanalizować okaże się, ze wszystko jest do luftu i
nierealne.
Otóż z
czego jest zrobione to coś o co rozbiliśmy się i po czym teraz
stąpamy? (pytanie ważne nie tylko dlatego że podstawowe, ale też dlatego
że - przypominam - szukamy surowców) Mamy do wyboru skały osadowe i
wulkaniczne (poza tym mogą być metamorficzne, wypchnięte na
powierzchnię, ale te nie stworzyłyby takiego ukszt. terenu - mogą co
najwyżej gdzieniegdzie wyłazić na powierzchnie).
Zwróćmy
uwagę na linię brzegową. Jest dosyć stroma (sądząc po
poziomicach). Co prawda nie wiemy co ile metrów one są poprowadzone
(może teren jest płaski jak biust jednej z mych koleżanek - nie znacie
jej wiec trudno docenić porównanie), ale jako ze ktoś widział gorę, a
ilość izahips na zboczu góry jest niewiele większa od ilości tych na
brzegu, to zapewne jest stromo. Z czego ta schodząca do wody stromizna:
z piachu (jak wybrzeże wyspy Wolin) czy raczej ze skały. Według mnie
raczej skała. Po pierwsze to nie wygląda na krajobraz polodowcowy, po
drugie na południu brzeg przechodzi w zbocze góry, po trzecie autor
mapy, należący do zespołu czasopisma SF/fantasy na pewno marzył o
romantycznych klifach najbardziej fantasy-krainy z rzeczywistych tzn.
Irlandii. Czy myślał także o formacjach skalnych Irlandii? Jeśli tak to
myślał o bardzo starych formacjach pochodzenia wulkanicznego, bo cała
Irlandia, to jeden kawałek tortu pochodzący z paleozoiku. Natomiast
jeśli myślał najintensywniej właśnie o tych klifach, to najpiękniejsze z
nich są na północno-zachodnim brzegu wyspy, czyli w okolicach Dunglow i
Donegal oraz Belmullet, Westport i Clifden. Ta cześć Irlandii jest
najstarsza i składa się ze skał pochodzących aż z prekambru oraz ze skał
głębinowych. Krotko mówiąc z wulkanicznych i metamorficznych. Wszystko
by pasowało, gdyby nie to że autor mej ukochanej mapki daje po lewej
stronie bardzo stromy klif, który następnie schodząc na południe mapy
przechodzi w leciutko pochyły (prawie płaski). Formacje bazaltowe na
brzegu morskim nie mogą być tak zróżnicowane na tak krótkim odcinku.
Jeśli
przyjmiemy ze autor nie inspirował się Irlandią (jak można nie
inspirować się Irlandią!!!) i że teren zbudowany byłby ze skał osadowych,
to wybrzeże po lewej stronie mapki owszem mogłoby być klifowe (nawet
musiałoby być). Byłoby wtedy bardzo malownicze (tak jak chociażby brzegi
Sycylii czy Capri - wszystkie z wapieni trzeciorzędowych). Ale wtedy na
południu mapki w ogóle nie miałoby prawa być jakiejkolwiek łagodnej
pochyłości (cały brzeg klifowy). Tak wiec jest to ten sam zarzut co w
przypadku skał wulkanicznych, tym ze jeszcze nawet ostrzejszy.
Jaki
wniosek z analizy linii brzegowej: to nie może być ani skała
wulkaniczna ani osadowa, ale ze musi być jedno z dwojga, to - chociaż
obie opcje są głupie bo mapka jest bez sensu - stawiam na formację
wulkaniczną. Innymi słowy mniej by trzeba było poprawiać mapkę, jeśli to
miałby być np. bazalt.
Jedziemy
dalej. Zajmijmy się analizą góry. Oczywiście przypominam że
musi ona być zrobiona z tego samego co brzeg (co jest oczywiste jeśli
popatrzyć na mapkę). Ktoś (chyba Al-Fashir) powiedział ze jest ona
podobna do głowy (czy cos w tym stylu). W każdym razie mieliśmy dane do
zrozumienia, że nie jest ona spiczasta (typu Rysy/Mount Everest) tylko ma
jakiś tam inny kształt. Nikt także nie powiedział, ze wygląda jak wulkan
(świeży) (wtedy te dziwne gładko opadające do morza coś można by
interpretować jako zastygłą lawę i zagadka by się wyjaśniła, ale nawet
na mapce góra ma czubek). Czyli góra była poddana erozji. To nie zmienia
problemu. Wciąż mamy dwie opcje. Jeśli góra jest ze skał osadowych
(chociażby z dolomitów), to wszystko by pasowało: kształt, bo wynik
erozji i jaskinia anarchistów (bo krasowa). Wtedy nie musielibyśmy się
także zastanawiać nad wiekiem (osadowe żyją pięknie, umierają młodo).
Jeśli natomiast byłaby ze skal wulkanicznych/metamorficznych (mieszam je
bo są sobie bliższe niż osadówki, chociaż przyznaję że potrafią
diabelnie się od siebie różnić) to także można by było wyjaśnić jej
kształt: byłaby po prostu bardzo stara. Nikt nie wysilił się żeby opisać
bliżej jak wyglądają zbocza góry (czy widać jakieś malownicze skałki i
jakie maja kształty - dokładny opis rozstrzygnąłby dyskusje).
I tu
na pomoc przychodzi opis pieczary. Co prawda wszyscy którzy
pomyślą o jaskini od razu mają przed oczami dziury w ziemi typu jaskinia
Raj ze sterczącymi we wszystkie strony stalagmitami/tytami/gnatami, czy
jaskinie w dolomitowych Tatrach Zachodnich i od razu mówią ze góra musi
być wapienna. A nieprawda, bo w formacjach typu wulkanicznego tez
powstają jaskinie. Może nie są tak łatwo dostępne dla turystów jak te
wapienne, ale to nic im nie ujmuje.
Powróćmy
jednak do opisu pieczary pojawiającego się w zapisach
anarchistów. Ciepła przytulna i w ogóle, nie? Mogą trochę koloryzować,
ale jedno jest pewne: nikt nie napisał że wilgotno, prawda? Jest sucho.
Powstające w skałach osadowych jaskinie krasowe mają to do siebie, że
jeśli w jakiejś ich części nie płynie akurat woda, to tylko przez
przypadek, że zaraz (kilkaset lat) może zacząć płynąć, a i tak nie musi,
bo powietrze jest tak przesycone wilgocią, że nic tylko płuca wyżymać.
Ciut przesadzam, ale naprawdę przytulnej jaskini krasowej nie
uświadczysz. Zawsze maja mnóstwo odnóg i szczelin, wywołujących, gdy się
w nich jest samemu, tą odmianę strachu, która każe człowiekowi oprzeć
się plecami o ścianę, w obawie, aby nikt za nim nie stał. Jednak
jaskinia w skale osadowej nie musi być wilgotna, bo nie musi być jaskinią
krasową. Może być jaskinią szczelinową. Taka jaskinia jednak jest jak
sama nazwa wskazuje wąska, a jeśli byłaby na tyle szeroka żeby pomieścić
anarchistów z ich ogniskiem, to musiałaby być przeraźliwie wysoka (ja
dostałbym gęsiej skórki). Poza tym nie miałaby odnóg, o których
wspominała Lanton.
A teraz
spróbujmy z jaskinią w skale wulkanicznej. Powstaje w wyniku
wycieknięcia rzadszej lawy spośród otaczającej ja gęstszej i
wpółzastygłej albo stanowi wynik kondensacji gazów. Na tej samej
zasadzie tworzą się zbiorniki magmy pod wulkanami, tylko że one są cały
czas pełne, a taka jaskinia po wypłynięciu lawy pozostaje pusta. Może
tworzyć konstrukcje korytarzowe (w ogóle mogą to być korytarze długie na
kilkadziesiąt kilometrów, gdzieniegdzie otwarte na długich odcinakach i
kończące się na przykład pod wodą - dosyć częsta konfiguracja). Mogą być
jednak postaci bardziej "zaokrąglonej". I z taką właśnie jaskinią mamy
według mnie do czynienia w przypadku groty Lanton. Jest przytulna -
pasuje - jaskinie tego typu są przytulne o ile można mówić o jaskiniach
w tych kategoriach. Ma rozgałęzienia - też pasuje - lawowe wytopiska
maja dużo rozgałęzień, ale nie takich zimnych i ciągnących wilgocią
(przypominają ludzkie żyły z punktu widzenia krwinki). Wreszcie przed
naszą jaskinią jest pusta trawiasta łączka (m.in. opis Pradery ). Takie
rzeczy nie zdarzają się w przypadku jaskiń w wapieniach. Jaskinia
krasowa/szczelinowa zazwyczaj ma wejście w jakichś wiszarach miedzy
innymi skałkami krasowymi. Natomiast wejście do jaskini powstałej z
wycieku lawy z powodzeniem może być takim odsłoniętym, wręcz
zapraszającym.
Podsumowując
mamy: wybrzeże, raczej pochodzenia wulkanicznego, bliżej
nieokreślonego rodzaju masyw łączący się z tym wybrzeżem (albo młody np.
dolomit - uczepiłem się dolomitu bo to takie rodzime - albo bardzo
stary granit/sjenit/bazalt/gabro/obsydian/porfir czy co tam jeszcze),
wreszcie jaskinie według mnie pochodzenia wulkanicznego. Wydaje mi się,
ze można cały masyw uznać za stara formacje typu wulkanicznego. Ponadto
sądząc z układu terenu nie jest to wypiętrzony górotwór składający się z
tego rodzaju skał, ale po prostu wygasły wulkan i to bardzo stary. Wtedy
możemy się spodziewać w okolicy skał raczej wylewnych niż
metamorficznych. Po co mi było to wszystko? Otóż chciałem raz na zawsze
ustalić po czym stąpamy i jakich minerałów możemy się spodziewać w tej
okolicy. Zdaje sobie bowiem sprawę, ze jeśliby wysłać zwiad kaktusowcow
po surowce mineralne, to zaraz ktoś z lewej strony grupy krzyknąłby ze
znalazł rude żelaza, albo jeszcze lepiej żelazo rodzime, a drugi koniec
wrzeszczałby ze potknął się o boksyty (co tam - od razu gotowe
półprodukty aluminiowe). Wszystko to oczywiście zakładając, ze nie
trafiliby na wybuchające kamienie. Właśnie! - dobrze ze przypomniałem
sobie o boksytach. Jesteśmy na podłożu ze skal efuzywnych, czyli możemy
spodziewać się dużej ilości ciekawych minerałów (miedzy innymi rud
żelaza o które mi chodziło). Ale musimy tez mieć skały osadowe. Są
źródłem kilku potrzebnych rzeczy i jedna z nich będzie aluminium - stad
o tych boksytach, których ty niestety nie znajdziemy.
Nie powinno
być większych problemów ze zorganizowaniem jakichś skał
osadowych, wystarczy rozesłać na wszystkie strony świata tch
uczestników, którzy najbardziej fantazjują. Zaraz namnożą się
doniesienia o odkryciu bogatych złóż anhydrytu już zapakowanych i
dostosowanych do załadowania na europalety. Zresztą zbytnio nie
przesadzam, bo słyszałem ze na zjeździe w Rytrze (niestety byłem
nieobecny) prezentowano kolejną wersje mapy Hitalii, rozbudowaną z
dorysowanymi tu i ówdzie górkami. Uczestnicy zjazdu którzy usiłowali
przekazać wygląd tej mapki przy pomocy energicznego wymachiwania rękami
w powietrzu dali mi pojęcie jakich anomalii geologicznych potrafi
dopuścić się zespół redakcyjny gdy tylko zechce. Dlatego drodzy
uczestnicy gry, weźcie rzecz w swoje ręce. Bez względu na to co
upichcicie i tak gorzej nie będzie.
Przypominam,
że w chwili obecnej poszukujemy surowców do produkcji
narzędzi. Ponieważ jesteśmy na podłożu efuzywnym nie ma co marzyć na
razie o materiałach do budowy domów (przynajmniej tych co w naszym
budownictwie), ale za to mamy szansę znaleźć rudę żelaza. Nie żałujmy
sobie. Mamy do wyboru Magnetyt i Hematyt. Magnetyt lepszy (większa
zawartość żelaza w cząsteczce) wiec piszcie że potknęliście się o niego.
A może limonit, żelazo bagienne - tez wiadomo gdzie szukać. Potrzebny
też węgiel. Co prawda nie wiemy czy ta planeta miała swój karbon, ale
węgiel powstaje nie tylko z paproci które kopnęły w kalendarz. Grafit to
w końcu minerał. Wygląda dokładnie tak jak ten z wkładów do ołówków,
wiec nie będzie problemu z opisaniem. Niech ktoś go znajdzie przy
okazji, to będziemy mieli czym opalać piece (drewno tez dobre, ale
węgiel lepszy, a grafit do opalania przy wytopie - co będziemy sobie
żałować, a nawet jeśli będzie to zbyt rozpustne, to będziemy nim
domieszkować). Byłbym zapomniał. Jeśli jesteśmy u podnóży starego
wulkanu, to wszędzie powinny być skały żyłowe. Tutaj można znaleźć
wszystko (oczywiście z umiarem) i to w bardzo czystej postaci.
Nie podaję
dokładniejszych propozycji, bo nie wiem jeszcze co będzie
nam potrzebne (oprócz tych paru rzeczy które wymieniłem) ani kiedy
będzie to potrzebne. Być może cała zabawa skończy się za jakieś 10..20
numerów i nawet nie zdążymy pługa zrobić co dopiero żelazo wytapiać. Ale
na wszelki wypadek każdy może od czasu do czasu błądząc po górach
powiedzieć ze trafił na to czy na tamto, albo chociaż ze widział
kryształy tego czy innego koloru (zawsze da się coś pod to podciągnąć).
Potem gdy będzie potrzeba żelaza lub miedzi wystarczy odgrzebać stare
zapisy.
- --
A wiec
głód - potrzeba zmieszenia rozmiaru grupy - potrzeba
efektywniejszego źródła żywności - rolnictwo - narzędzia - surowce -
geologia.
Co z tego wyjdzie?
Postęp? Wojna?
Jedno i drugie?
|