Compendia - spis

Compendia Hitaliana - Etopymoron


I jeszcze jedno (znów wpadam w swój pseudonaukowy ton, ale nie będzie o geologii - słowo). Przypatrzmy się temu bydlęciu ze str 94. Ja rozumiem, ze rysownicy po naoglądaniu się setek filmów S-F maja tendencję do tworzenia "sklejanych" potworów (rączka czy nóżka z "Ulicy wiązów", trochę śluzu z "Aliensa" i "Rzeczy" itp.). Ale mogliby przynajmniej nie przesadzać. Pozwólcie że przytoczę kilka podpisów z rysunku "długie pazury do rozszarpywania ofiary, otwór gębowy, parzydełka zawierające śmiertelny jad...". Taka konfiguracja wygląda tak komicznie (zwłaszcza z zapewnieniem "mięsożerny, występuje stadnie na terenach skalistych"), że nie wiem czy się bardziej śmiać, czy zapłakać nad losem stworzenia skazanego na taki brak funkcjonalności swych kończyn.

Ale miało być pseudonaukowo: Oto nasz etypo.. etopy... no w każdym razie moron (tak słowo moron jest najlepsze na określenie zarówno potworka jak i jego twórcy), nasz etopymoron jest istotą (sądząc z przystosowania środowiskowego) dosyć złożoną, pewnie także dosyć sporą. Widząc zaawansowaną konstrukcję nóg (można by dorzucić kość skokową - nie pomyślał rysownik), ogona, czy też w ogóle cały pokrój morona stawiam wniosek że należy do długowiecznego gatunku. Odpowiada to co najmniej jakiemuś 10-15 letniemu cyklowi życia zwierzęcia u nas na ziemi. Na pewno nie krócej (np 1rok, 6miesiecy), bo z ewolucyjnego punktu widzenia nie opłacałoby się matce naturze tworzyć coś tak skomplikowanego i zarazem krótko żyjącego.
A więc żyje raczej długo (jak koń a nie jak motylek).

A teraz parzydełka. Parzydełka to nie jest coś, co się "ma i parzy". Konstrukcja komórki parzydełkowej nie pozwala na jej wielorazowe użycie. Jeśli jakąś stułbia albo pokrzywa (jak widać skacze miedzy zoa i plantae, ale chodzi o to samo) użyje swych komórek parzydełkowych do potraktowania ofiary/napastnika, to komórki te zostają już wyeksploatowane i "zużyte". Krotko mówiąc jak się weźmie takie parzące coś i "wycyka" mu wszystkie komórki parzydełkowe drażniąc je po kolei, to w końcu zwierzę/roślina zostaje bezbronne. Nie jest to problemem np. w przypadku pokrzywy, ponieważ nie żyje ona 100 lat więc nie potrzebuje długoterminowej obrony. Poza tym pokrzywa rośnie w dużych skupiskach więc obowiązek parzenia wroga się w nich rozkłada. Jeśli więc wleziemy w pokrzywy i się dotkliwie poparzymy, to oznacza to jedynie że każda z roślin poraziła nas jedynie małym ułamkiem swych komórek parzydełkowych a reszta jest cała i gotowa do użytku. Nawet jeśli stado ludzi przelezie przez te pokrzywy to i tak zostanie jeszcze dosyć komórek. Poza tym potrzebne są one pokrzywie jedynie przez jedno jej życie (pokrzywa to bylina jednoroczna więc raczej krótko). To samo dotyczy parzydełek u jamochłonów. Taka np. "meduza" może sobie parzyć ile chce, bo żyje dosyć krótko.
A teraz pomyślmy jak by to wyglądało w przypadku naszego raczej długowiecznego morona. Wyobraźmy sobie że ma on te parzydełka. Działają one niewątpliwie na takiej samej zasadzie jak komórki pzrzydełkowe u w/w gatunków, tzn. że wewnątrz komórki jest "złożone" cos w rodzaju harpuna na nitce z jadem. jeśli komórka jest podrażniona wystrzeliwuje ten harpun, który wbija się w ofiarę i wsącza jad. Tak i nie inaczej działają komórki parzydełkowe. Nie inaczej ponieważ natura nie wymyśliła póki co żadnej zastępczej konfiguracji - komórek parzydełkowych pozwalających na "recycling" tzn. użycie ich znowu przeciw innej ofierze/napastnikowi. Wykorzystana komórka to zużyta komórka - to nie odrasta.
Przyjmijmy że nasz moron ma właśnie takie komórki (bo tak rozumiem "parzydełka zawierające śmiertelny jad"). I żyje przynajmniej kilka lat (np. 5). Gdyby tak było, to komórki parzydełkowe wyczerpałyby mu się po co najwyżej kilku miesiącach (i to gdyby bardzo uważał żeby nimi o nic nie zaczepić). Posiadacz komórek parzydełkowych nie ma żadnej możliwości regulować kiedy zostaną one użyte a kiedy nie. Jeśli ktoś ich dotyka (wróg/wujek/babcia/o kurczę, zaczepiło mi się parzydełko o kołnierz) to działają one całkowicie automatycznie. Jeśli są tak wyeksponowane jak u morona, to po paru "zderzeniach" ze skałą, drzewami, czy próbach przedzierania się przez chaszcze wyeksploatowałyby się wszystkie.
Właśnie z tego powodu nie występują w naturze długowieczne gatunki roślin/zwierząt wyposażone w parzydełka. Żeby mieć parzydełka trzeba cierpliwie stać, nie ruszać się (roślina wrośnięta w ziemie, albo zwierze które nie biega czy poluje tylko kiwa się tam gdzie go woda zaniosła) i mieć nadzieję że nie wyparzydełkuje się przed śmiercią. Zwierzę takie jak moron po prostu nie może mieć parzydełek. Ktoś mógłby rzucić: "przecież to wytwór naskórka, a naskórek się regeneruje". Owszem naskórek się regeneruje ale nie odbudowuje od zera zniszczonych wytworów takich jak gruczoły, paznokcie/kopyta, pochewki i cebulki włosowe. Jeśli ktoś straci komórki tworzące paznokieć to taki paznokieć nigdy już nie odrośnie jak by nie wiem jak się starać. Jeśli wytną np. gruczoł łojowy, to on sam z siebie nie odrośnie. Ani my ani taki moron nie jesteśmy jakimiś wypławkami białymi które można pociachać na dwadzieścia części i odrośnie dwadzieścia wypławkow. Ani my ani on nie może mieć żadnych parzydełek.
A zupełnie inna sprawa, że ten potwór ma na ogonie łuski, więc trudno mi sobie wyobrazić inna metodę regeneracji skóry niż linienie - co by się stało z tymi parzydełkami? (jak kurczę można na jednej istocie umieścić łuski i parzydełka - to już nie jest S-F tylko czysta fantazja).

Jacek Chorobiński



Jacek Chorobiński wrote:

> Przypatrzmy się temu bydlęciu ze str 94.
(Kurczę, Jacek, jak można z Tobą polemizować, skoro Twoje argumenty zwalają z nóg? Skonsultowałam się z wiadomo-kim i on powiedział tak: "przykro mi, kochanie, ten facet ma całkowitą racje, to bydlę nie ma prawa istnieć". Teoria, że z mężczyzn nie ma żadnego pożytku, kiedy są naprawdę potrzebni, potwierdziła się po raz kolejny.)

Patrzę na rysunek i widzę morona - niewątpliwie długowieczne stworzenie. Ponadto wydaje mi się, ze musi być dosyć spore, bo gdyby było małe (jak kura, na przykład) to po co by mu było tyle śmiercionośnych narządów? Pazury do rozszarpywania, sierpowaty pazur na ogonie, parzydełka... i pierwszy z brzegu większy roślinożerca mógłby go rozdeptać? Bez sensu. To jest wielkie, groźne bydle... brrr.
Parzydełka... Możesz myśleć o nich, co chcesz, ale jedno jest pewne: jeśli moron dotknie Borysa jednym z tych parzydełek - Borysek umrze. Jak to możliwe? Cóż... Skoro koniecznie chcesz to wiedzieć... pomyślmy...
Widzę taką możliwość:
Parzydełko morona to nie jest pojedyncza komórka, tylko struktura wielokomórkowa - a pojedynczy osobnik ma tych parzydełek dokładnie 8 sztuk. Biologia nie jest, tak naprawdę, nauką ścisłą, panuje w niej bałagan terminologiczny, to samo słowo może określać rożne rzeczy, widocznie biologom nie chce się wysilać na wymyślanie nowych słów... Przykład: jądro. Może to być zarówno jądro komórki jak i męski gruczoł płciowy.

Refleksja: masz złe podejście, Jacku. Kwestionujesz dane, pochodzące z jednego z dwóch najwiarygodniejszych źródeł informacji o Hitalii, zamiast starać się znajdować niesprzeczne ze swoja wiedzą wyjaśnienia...

Nina


Date: Tue, 28 Jan 1997 14:55:20 +0100 (MET)
From: Łukasz Grochal <cypis@rexio.uci.agh.edu.pl>
Subject: Moronologia...


Moda na analizę moronalną fauny (a, jak tuszę, już wkrótce i flory) hitalijskiej zatacza, co konstatuję z nie lada radością, coraz szersze kręgi. Jest to pochwały godne zjawisko, jako że mamy tu do czynienia z problemem nadzwyczaj ważkim i zasługującym na poświęcenie mu uwagi. Niech więc i mnie będzie dane przedstawić własne spostrzeżenia i wnioski, nienowe zresztą - starałem się jak mogłem, poruszać tę kwestię już na Hicie'96, z mizernym jednak skutkiem. Ale ad rem, czy też raczej "a nos mutants". Czymże może być ów Ethopymoronus Hitalae? Gdy po raz pierwszy zobaczyłem go na oczy, wyobraziłem sobie maleństwo wielkości i sposobem życia podobne do skorpiona. Niestety, okazuje się, że jest to kręgowiec (sierpowaty pazur jest przedłużeniem [?] kości [???] _kręgosłupa_ [czemu zatem nazywany jest pazurem?]). Nie pozostaje mi nic innego, jak tylko zgodzić się z hipotezą, że jest to zwierz, który żyje minimum kilka lat (w związku z czym nie będę powtarzał wszystkich argumentów przytoczonych przez Jacka). Jest to zapewne szybka (budowa nóg typowego biegacza) - przynajmniej w zamyśle "Stwórcy", a także nadzwyczaj sprawna, maszyna do polowania. Zastanawiający jest fakt, że tak wiele uwagi poświęcił autor żołądkowi owego stwora - jego rozmiar wydaje się wskazywać albo na poważne zaburzenia w trawieniu, albo na wysokie zapotrzebowanie na pokarm u naszego zwierza. Obie perspektywy są równie alarmujące. Zgodnie z lematem Lanton-Liedtke (zwanym dalej w skrócie lematem L-L) uznaję za zbędną wszelką dyskusję na temat sensowności: a) stadnego występowania mięsożerców (o ile nie są jednocześnie padlinożercami), b) posiadania przez gatunek Eth. Hit. tylko jednego oka, c) faktu, że przy całej "odmienności" Eth. Hit. od gatunków ziemskich, oko zaopatrzone jest w dwie, poziome, powieki, a otwór gębowy w takież wargi, d) braku przeciwwagi dla wypełnionego po brzegi strawą żołądka, o ile "pazur" nie jest wykonany z rdzenia uranowego powleczonego ołowiem, e) mechanizmów pozwalających na sprawne operowanie długimi (proporcjonalnie) parzydełkami w środowisku lądowym (chodzi przede wszystkim budowę mięśnia), f-z) [...]
Przyrodnicza metodologia dowodzenia nakazuje dostosowywać tworzony model świata do faktów, które zostały zaobserwowane. Ethopymoronus Hitalae istnieje i jest to fakt niepodważalny. Zamiast więc roztrząsać zagadnienie sensowności lub też braku podstaw istnienia owego gatunku, zastanówmy się może, jaki wpływ ma ono na życie Hitalii, a więc i nasze. Eth. Hit. nie jest jedynym groźnym dla ludzi gatunkiem fauny hitalijskiej. Zgodnie z lematem L-L należy zaliczyć do takowych również "Syczącego Ptaka". Pozostałe gatunki są albo silnie opancerzone, albo (ze "Skalną Świnką" na czele) bardzo zwinne. Oznacza to, że konkurencja w walce o przetrwanie gatunku jest tu znacznie ostrzejsza niż w jakimkolwiek, ze znanych nam ekosystemów ziemskich. Duży żołądek Et. H-e, a także powszechność występowania w naturze substancji cuchnących, wydaje się świadczyć, że konkurencja owa kładzie w dużym (jeśli nawet nie większym niż w wypadku czynnej obrony) nacisk na odwiedzenie potencjalnego napastnika od zamiaru konsumpcji. Podstawowym pytaniem, które się nasuwa, jest więc: Czy gatunek Homo Sapiens Futurus ma szansę zjeść cokolwiek, co zostało wytworzone na Hitalii? Znów posłużmy się lematem L-L - wiemy już, że może zjeść ryby. Zastrzegam jednak w tym momencie, że nie chodzi mi tu o "jadalność", a raczej potocznie pojmowaną "zjadliwość" miejscowego białka. Choć bowiem, jak mawiają, czego oczy nie widzą... to jednak świadomość, że wszystko co jemy było kiedyś pokryte grubą warstwą cuchnącego śluzu, niekoniecznie musi dobrze wpływać na nasz apetyt. Jeden Jager, jak wiadomo, wiosny nie czyni. Kolejną cechą zastanej rzeczywistości jest powszechność występowania czynnych systemów defensywnych (mam tu na myśli tak szybkość/zwinność/parzydełkowatość przedstawicieli fauny, jak i systemy obronne miejscowej flory). Z całą pewnością nie pozostanie to bez wpływu na dostępność pożywienia. Czym innym jest bowiem złapanie wyposażonego jedynie w dziób i skrzydła indyka, a czym innym - miejscowego specjału, jakim z pewnością jest Et. H-e. Powyższa analiza prowadzi do jedynie słusznych wniosków. Przyjąwszy otóż za dowiedzione, iż: a) jakakolwiek próba zdobycia pożywienia poprzez upolowanie go jest z góry skazana na niepowodzenie, b) w kraterze mamy do czynienia (co wynika z l. L-L) z obfitością (jeśli nie wręcz nadmiarem) żywności, wydaje się słuszne stwierdzenie, że: 1) Teoria o spontanicznej i ciągłej migracji skalnych świnek w kierunku zgodnym z (a zwrocie przeciwnym do-) gradientem wysokości lądu N.P.M. może być uznana za dowiedzioną. 2) Opuszczenie krateru było czynem pochopnym i należy jak najszybciej naprawić ten błąd poprzez powrót. 3) Należy oczekiwać pojawienia się nowych groźnych gatunków, jako, że - zgodnie z rachunkiem prawdopodobieństwa - to, co poznaliśmy do tej pory nie może być zbyt odległe od "przeciętnej". 4) Z a), b) oraz 3) wynika, że Homo Sapiens Futurus ma mniej więcej takie szansę przeżycia na Hitalii, jak bohaterowie "Planety śmierci" Harry'ego Harrisona. I tym miłym akcentem chciałbym zakończyć swój przydługi wywód... gdyby nie świadomość, że coś tu jednak nie gra. Nie mam otóż najbledszego pojęcia, co kieruje redaktorami wymyślającymi gatunki w rodzaju Et. H-e. Nie śmiem posądzać ich o brak wyobraźni, zapewne zdają sobie oni sprawę, że ten zwierz po prostu _NIE_MOŻE_ być najgroźniejszym z hitalijskich stworzeń. A więc czemu? Wystawienie graczy na próbę? Cóż w takim wypadku nasza zabawa ma szansę skończyć się dość szybko. I boleśnie.

Łukasz Grochal

--- --- ---

Plik utworzony: 11-07-2000
Ostatnia modyfikacja: 15-01-2003
Copyright (c) 2000-2003 Jacek Chorobiński Antonina Liedtke Łukasz Grochal Wojciech Gołąbowski